Autor: John Green
Tytuł: Szukając Alaski
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 320
Okładka: miękka
Moja ocena: 10+/10
|
Życie Milesa Haltera było totalną nudą aż do dnia, gdy zaczął naukę w równie nudnej szkole z internatem. Wtedy spotkał Alaskę Young. Piękną, inteligentną, zabawną, seksowną, szaloną i do bólu fascynującą. Alaska owinęła sobie Milesa wokół palca, wciągając do swojego świata i kradnąc mu serce. Czy dzięki niej chłopak odnajdzie to, czego szuka? Wielkie Być Może - najintensywniejsze i najprawdziwsze doświadczenie rzeczywistości.
Głęboko poruszający debiut Johna Greena, porównywany z przełomowym Buszującym w zbożu J.D. Salingera, to powieść o myślących i wrażliwych młodych ludziach. Zbuntowanych, szukających intensywnych wrażeń i odpowiedzi na najważniejsze pytania: o miłość, która wywraca świat do góry nogami, o przyjaźń, której doświadcza się na całe życie.
[opis od wydawnictwa]
"Wszyscy palicie dla przyjemności. Ja palę po to, aby umrzeć." [str.66]
Ah, Green, Green, Green... jakoś ostatnio strasznie głośno o nim, prawda? I bardzo dobrze! O takich pisarzach powinno się dużo mówić i polecać ich dzieła. :) Jak pamiętacie (albo i nie) jakiś czas temu pojawiła się u mnie recenzja Papierowych miast jego autorstwa. Byłam nimi po prostu zachwycona! A jak to było z Szukając Alaski? Przekonacie się, czytając dalej! :)
"Wyobrażanie sobie przyszłości to rodzaj beznadziejnej tęsknoty." [str. 80]
Miles prowadzi nieciekawe życie. Nie należy do popularnych osób w szkole, którzy zawsze otoczeni są gronem przyjaciół. A tak nawiasem mówiąc, to nie ma on w ogóle kolegów. Bo czy można tym mianem nazwać osoby, które nawet nie zjawiają się na przyjęciu pożegnalnym? Nie sadzę. Także wyjeżdżając w poszukiwaniu Wielkiego Być Może szesnastolatek nie miał zbyt wiele do stracenie. W rzeczywistości do stracenia nie miał nic. Więc biorąc na logikę: jeśli nie można nic stracić, można tylko zyskać. Widocznie tak też myślał bohater, bo nad wyjechaniem do szkoły z internatem nie zastanawiał się zbyt długo. Nastolatek w nowym miejscu poznaje sporo osób, wśród nich jest także Alaska, która od razu przyciągnęła do siebie naszego głównego bohatera. Czy dziewczyna odwzajemnia jego uczucia, dzięki czemu mogliby żyć ze sobą długo i szczęśliwie? Nie liczcie na to, w tym przypadku to nie będzie takie proste.
"Gdyby ludzie byli deszczem, to ja byłbym mżawką, a ona huraganową ulewą." [str. 127]
Książkę czyta się naprawdę szybko. Z każdą kolejną stroną, coraz bardziej zżywamy się z bohaterami i przeżywamy ich losy. Lektura wzbudziła we mnie chyba wszystkie możliwe uczucia: gniew, radość, smutek. Jest niesamowicie bogata w emocje, nie raz śmiałam się, a nawet płakałam. Muszę przyznać, że chyba głównie to zadecydowało o tak wysokiej ocenie. Uwielbiam takie wyciskacze łez. Oczywiście książka ma jeszcze wiele innych zalet, o których zaraz Wam powiem.
Kolejnym wielkim plusem tej lektury są bohaterowie. W Papierowych miastach spotkałam cudowne, barwne postacie, które niesamowicie pokochałam. Przyznam, że pod tym względem oczekiwałam od Greena bardzo wiele. Pisarz, na szczęście, mnie nie zawiódł. Ponownie zakochałam się w bohaterach i chciałam towarzyszyć im w ich przygodach. Na pierwszy rzut oka Alaska mogłaby bardzo przypominać Margo ( z Papierowych...), jednak ja nie odniosłam takiego wrażenia (no może przez chwilę czułam się, jakbym czytała kontynuację tamtej książki), ale w końcu odgrodziłam je od siebie i było w porządku.
"Jesteśmy tak niezniszczalni, jak nam się wydaje. " [str. 312]
Książka porusza wiele kwestii, m.in. takich jak: miłość, przyjaźń, młodość, dojrzewanie, cierpienie, strata. Bez wątpienia ma charakter dydaktyczny. Czytając ją dowiemy się wiele o nas samych, a jeszcze więcej nauczymy się na przyszłość. Taka lekcja, którą zapewni nam ta lektura, z pewnością nikomu nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie- przyniesie wiele korzyści, a my odłożymy ją bogatsi o nowe poglądy i doświadczenia.
Patrząc na tytuł skojarzył mi się on od razu z Szukając Noel Evansa. Nie miałabym oczywiście nic przeciwko, gdyby miały jakiś punkt wspólny, bo moim zdaniem ta opowieść Evansa jest naprawdę genialna (jak każda inna), ale jeśli ktoś za nim nie przepada to właśnie w tym akapicie pragnę rozwiać te obawy. Obie lektury są o czymś zupełnie innym.
Zanim przejdę do podsumowania, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na okładkę. Wszystkie okładki książek Greena (bynajmniej te 3: Papierowe..., Szukając..., Gwiazd...) są strasznie charakterystyczne i każdy, kto choć raz się na nie natknął, rozpozna je wszędzie na pierwszy rzut oka! A ja, szczerze mówiąc, nie wiem czy mi się podobają, ale chyba tak. Są takie inne, nietypowe. A Wy jakie macie odczucia?
W skrócie?
Pokochałam Greena jeszcze bardziej! Jest to cudowny pisarz, którego książki szczególnie kierowane są do młodzieży, aczkolwiek twierdzę, że każdy znajdzie w nich coś dla siebie. Po przeczytaniu słów, które wypłynęły spod pióra tego autora, nie można po prostu sięgnąć po inną lekturę. Green zmusza nas do wielu przemyśleń, którym bynajmniej ja, poddałam się bez walki. To nie są zwykłe, proste czytadła na umilenie chwili, więc jeśli szukasz czegoś takiego, to źle trafiłeś.
Papierowe miasta były genialne, ale Szukając Alaski jest jeszcze bardziej fantastyczna! Chyba nie zaskoczę Was, kiedy powiem, że najbardziej popularne jest GNW. To ostatnia książka, która czeka na mnie na półce pod nazwiskiem tego autora. Myślę, że czytam je w odpowiedniej kolejności, jednak w miarę jedzenia apetyt rośnie, więc od tej ostatniej wymagam szczególnie dużo. Obym się nie zawiodła. :)
Książkę polecam absolutnie wszystkim. Czyta się szybko i przyjemnie. Ani przez chwilę nie zawiewa nudą. Green zaskoczył mnie tym co się stało, naprawdę. I wynikiem tego był głośny wybuch płaczu. Jeśli przeczytaliście już tą książkę, napiszcie mi jak było u Was, bo jestem ciekawa! TYLKO BEZ SPOILERÓW, KOCHANI! A pozostali chwytać za tą pozycję, ale to już! :)
John Green to autor książek dla młodzieży, które bez problemów trafiają na listy bestsellerów New York Timesa i które otrzymują wiele nagród, jak choćby nagrodę im. Michaela L. Printza czy nagrodę im. Edgara Poe. Wspólnie ze swoim bratem Hankiem tworzy projekt vlogbrothers w serwisie youtube, który dał początek wspaniałemu ruchowi zwanemu "nerdfighterią".
Jeszcze bardziej zachęciłaś mnie do sięgnięcie po kolejne książki Greena. Nie mam już wątpliwości czy mi się spodobają. Muszę ją wkrótce dorwać. ;D
OdpowiedzUsuńWiesz, czułam, że zrobiłam błąd. W moim czytelniczym życiu, wybrałam najlepszą książkę życia - "Gwiazd naszych wina" (masz mi ją przeczytać jak najszybciej <3), do przeczytania jako pierwszą z całego dorobku Pana Greena. Jest to najlepsza powieść ever *-*. Jest mega, a po opiniach "Papierowych miast" i "Szukając alaski" bałam się. Bałam się tego, że na autorze się zawiodę. Twoja recenzja uświadomiła mi, że na Johnie Greenie nie da się zawieść.
OdpowiedzUsuńWszyscy tak zachwalają twórczość tego autora, że niedługo powinnam wreszcie zakupić i zapoznać się z jego książkami. Mam nadzieję, że również będę oczarowana :)
OdpowiedzUsuńMam tą książkę w planach na ten miesiąc. Jak na razie za mną "Gwiazd naszych wina". którymi byłam zachwycona. Mam nadzieję, że również ta pozycja mnie nie zawiedzie. A co do okładek to się zgodzę. Z daleka widać, że to tego samego autora. Dobry pomysł na nie
OdpowiedzUsuńCzytałam wszystkie powieści Pana Greena, jednak najbardziej oczarowała mnie książka pt. ''Gwiazd Naszych Wina''. Według mnie ''Szukając Alaski'' oraz ''Papierowe Miasta'' nie wyróżniają się niczym specjalnym, jednak miło wspominam lekturę tych powieści :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
weronine-library.blogspot.com
Uwierz mi, ze jeśli tylko będziesz chciała to w każdej książce znajdziesz coś niesamowitego i innego. Trzeba tylko dobrze je czytać. :)
UsuńA ja niestety jeszcze nie przeczytałam ani jednego tytułu autorstwa Greena i bardzo tego żałuję, mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się sięgnąć po "Gwiazd naszych wina", bo mam na nią wielką ochotę, a tak pozytywne recenzje podsycają mój apetyt :)
OdpowiedzUsuńNa mnie czekają "Gwiazd.." i "papierowe Miasta", chociaż największą ochotę mam właśnie na Alaskę :)
OdpowiedzUsuńChyba muszę komuś zasugerować, że ta książka to dobry prezent na 18 urodziny :D
OdpowiedzUsuńhttp://czytac-to-zyc-podwojnie.blogspot.com/
Green umie zrobić wrażenie na czytelniku
OdpowiedzUsuńGreen gra na emocjach, oj tak. Przeczytałam "Gwiazd..." i zakochałam się w jego stylu i jego opowieściach. Poluję na kolejne dwie książki, bo chcę je przeczytać, jak najszybciej. Okładki tak, są inne, oryginalne i przypisane tylko do niego. Według mnie to świetny pomysł, bo kojarzą się z nim :) A poza tym są ładne :D
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam wyciskacze łez, a po Twojej recenzji koniecznie muszę poznać Greena. A drop in the ocean w tle, kocham <3
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam Greena, według mnie to jeden lepszych, jeśli nie najlepszy pisarz XXI-ego wieku. Jestem nim oczarowana, a w Polsce niedługo wychodzi jego następna książka, także aż skaczę na krześle (właściwie kanapie) ze zniecierpliwienia.
OdpowiedzUsuń"Gwiazd naszych wina" kocham, ubóstwiam, uwielbiam, "Papierowe miasta prawie, prawie im dorównują! Jeśli chodzi o "Szukając Alaski", po tych napisach na okładce i moich doświadczeniach z Greenem, spodziewałam się nie wiadomo czego. Niestety trochę się zawiodłam, ale cóż... Greena i tak nie da się przestać uwielbiać!
Zapraszam na bloga, niedługo pojawi się moja pierwsza recenzja!
http://aaha-aahaa.blogspot.com/
książkę mam w planach, ale niestety odległych :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie jeszcze bardziej, chociaż "Szukając Alaski" to już od dawna mój must have ;)
OdpowiedzUsuńOkładki Greena na początku wydawały mi się dziwne, ale z czasem zwyczajnie je pokochałam, ponieważ wyróżniają się ze wszystkich innych : ) Mam już za sobą "Szukając Alaski" i jest to książka moim zdaniem wspaniała. "Gwiazd naszych wina" też już czytałam, ta niestety wywołała totalną deprechę, ale i tak było warto, zdecydowanie... A "Papierowe miasta" już czekają na półce, nie mogę się doczekać czym tym razem Green mnie zaskoczy :)
OdpowiedzUsuńZ każda taką recenzją mam coraz większą ochotę na twórczość Johna Greena ;3
OdpowiedzUsuńAch, tyle dobrego już o nim słyszałam, a żadnej jego książki dotychczas jednak nie przeczytałam. :)
OdpowiedzUsuńpisarz zbiera same pochwały i w końcu sama się skusiłam i zainwestowałam w Gwiazd naszych wina :) jeśli książka mi się spodoba, to na pewno sięgnę po kolejne :)
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała poznać tę książkę, bo praktycznie wszędzie krążą na jej temat pozytywne recenzje i ty również jak widzę masz o niej pochlebne zdanie.
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM-klik
Mam ogromną ochotę na zapoznanie się z dziełami tego autora :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :>
Wy tak zachwalacie tą książkę, a ja mam po niej depreche. I niech autor wyjaśnij o co chodzi z tym labiryntem!!!
OdpowiedzUsuńTa książka czeka w kolejce, abym ją przeczytała. Na razie czytałam tylko "Gwiazd naszych wina" tego autora i oglądałam film. Podobało mi się i chętnie przeczytam resztę jego książek :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com