poniedziałek, 4 sierpnia 2014

[67] - ,,Brudne wojny" Jeremy Scahill- recenzja książki

Autor: Jeremy Scahill
Tytuł: Brudne wojny
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 500
Okładka: miękka
Moja ocena: -
Komandos zadał pytanie jednej z dziewczynek, a ta powiedziała mu, że mężczyzna nazywa się Osama bin Laden. Wtedy SEAL wrócił do starszej kobiety.
– A teraz przestań już pierdolić – powiedział, i po raz kolejny zapytał ją, kim był mężczyzna w sypialni.
Płacząc, kobieta potwierdziła, że to Osama bin Laden.
(…)
– Mamy go – powiedział cicho Obama. – Mamy go.

 Ogłaszane w blasku fleszy sukcesy George’a W. Busha i Baracka Obamy miały swoją cenę. Bardzo wysoką.

O tym nigdy nie miałeś się dowiedzieć:
- Kill list – spis osób przeznaczonych do natychmiastowej likwidacji
- Drony – bezduszne  maszyny do masakrowania ludności cywilnej
- Joint Special Operations Command – tajne szwadrony śmierci, z nieograniczonym budżetem, poza czyjąkolwiek kontrolą
- SERE – program brutalnych tortur dla więźniów w Guantánamo i w… Polsce?

Walka z międzynarodowym terroryzmem to tylko pretekst, aby móc rozpętać dowolny konflikt w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej. Ta wojna nie ma końca. Nigdy nie miała go mieć.

Napisana z narażeniem życia książka zszokowała cały cywilizowany świat. Oparty na niej film Dirty Wars zdobył główną nagrodę na Festiwalu Sundance i uzyskał nominację do Oscara.


[opis wydawnictwa]


"Brudne wojny" autorstwa Jeremiego Scahilla to mój egzemplarz recenzencki od wydawnictwa SQN, za który od razu pragnę podziękować. Jak wiecie, mój komputer umarł śmiercią naturalną i nie zamierza zmartwychwstać, a szkoda, bo bardzo by mi się przydał. Ale wróćmy do lektury.


Jeremy Scahill zabrał mnie w świat, który jest dla mnie czymś naprawdę odległym. Może to dziwne, ale nigdy nie interesowałam się wojnami, polityką (tym bardziej innych krajów). Przyznam się Wam szczerze, że rzadko można zobaczyć też moją postać przed telewizorem, szczególnie, kiedy puszczane w nim są wiadomości. Żyję z daleka od wszystkich tych skandali i tragedii, o których non stop toczą się zacięte dyskusje- szczególnie wśród dorosłych. A jak czułam się czytając "Brudne wojny"?

Okropnie. Okropnie. I jeszcze raz okropnie. Nie wyobrażam sobie żyć w takiej niewiedzy, jak ci ludzie i przeżywać to, co oni przeżywają. Czytając tę lekturę robiłam sobie niemałe przerwy. Materiał ten jest tak ciężki, że udźwignięcie go na swych barkach było dla mnie nie lada wyzwaniem. Chyba najbardziej zszokowało mnie to, że te wszystkie wydarzenia nie są historią, o której uczymy się w szkole z podręczników. One dzieją się teraz, w naszych czasach.

Styl autora jest całkiem przystępny. Nie używa trudnych określeń, wszystko opisuje nam prosto, jasno i klarownie, za co jestem mu bardzo wdzięczna, gdyż skomplikowany język w takiej pozycji byłby czymś naprawdę obciążającym. A tak, mimo niełatwej fabuły, czytało się przyjemnie.

Jak dla mnie, największy minus książki stanowi czcionka. Jest ona bardzo mała, co utrudnia czytanie, robiąc z niego mozolną czynność i zmusza nas do częstych przerw. Poza tym, jestem osobą, która ma problemy ze wzrokiem, więc czytanie wieczorami totalnie mnie męczyło, a ból głowy dawał się we znaki.

Podsumowując, jest to książka ciężka i nie każdemu przypadnie do gustu. Potrzeba do niej wiele cierpliwości, wytrzymałości i silnej psychiki. Mnie ta pozycja troszkę zmiażdżyła i zmusiła do licznych refleksji. Spowodowała również, iż zaczęłam doceniać kraj, w którym żyję. Polecam osobom, które poszukują prawdy, w tej lekturze dostaniecie ich aż nadmiar. Książkę pozostawiam bez oceny, ponieważ nie jestem w stanie wyrażać strachu i cierpienia ludzi w nędznych cyferkach.





Jeremy Scahill- amerykański dziennikarz śledczy, którego prace skupiają się na wykorzystaniu prywatnych firm wojskowych. Autor bestsellera "Blackwater", które otrzymało nagrodę George Polka.





Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN!

5 komentarzy:

  1. Tematyka jest jak najbardziej moja. Widać, że książka emocjonalna i ciężka. Z resztą dziwne, gdyby taka nie była. Szkoda, że czcionka jest za mała. Dwie rzecz irytujące mnie w książkach: właśnie mała czcionka i mała interlinia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety wątpię żebym mogła wytrwać przy takiej ciężkiej książce. Plus tematyka nie trafia w moje gusta, więc książka nie dla mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro zmusiła Cię do refleksji, to musi w niej coś być... Chociaż taka mocna literatura, to chyba nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem szczerze, że kiedyś bez wątpienia chciałabym ją przeczytać, ale ostatnio doszłam do wniosku, że już wystarczająco nafaszerowałam się smutnymi, ciężkimi historiami i pora na odpoczynek. No i odpoczywam przy romansach i powieściach z miłością jako wątkiem głównym, a wojna, na dodatek historie prawdziwe, dziejące się w czasie teraźniejszym? Nie, nie. Przynajmniej nie na teraz.
    + Nienawidze jak książka ma koszmarnie małą czcionkę! Aaa. Taki dyskomfort czytania, że chyba gorzej już być nie może :(

    lavinias-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Z pewnością, będzie to dla mnie ogromne wyzwanie, ale wiesz co? Chicałabym sie z nim zmierzyć.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy, nawet najmniejszy komentarz, który po sobie pozostawisz. :-)