Mija pierwszy tydzień ferii. Nagle przypominam sobie, że miałam zadaną lekturę na język polski. Liczę pozostałe wolne dni - 9. Przekartkowuję książkę na ostatnią stronę i sprawdzam numerek u góry - 456. Biorę mój nowiuśki kalkulator i dzielę jedno przez drugie. Mniej więcej 50. Tyle stron będę musiała czytać dziennie, aby wyrobić się do poniedziałku.
Spoko, myślę, przecież dziennie zdarzało mi się czytać nawet ponad 400 stron. Co to więc jest te marne 25 karteczek?!
No, jak się później okazało, jest... i to sporo. Poznanie tych kilkudziesięciu stron zajmuje mi praktycznie pół dnia. Czytanie tej lektury to istna katorga. Opisy dłużące się niczym tasiemce - od razu mam w głowie Tadzia i jego niekończący się bigos, zewsząd bijąca melancholia, a na czele cipowaty bohater, którego niezdecydowanie cały czas jest w zenicie. Miód, malinka i orzeszki, czyż nie?
Od zawsze noszę w sobie głupie przekonanie, że niedokończenie książki jest pewnego rodzaju świętokradztwem. Przecież zdarzały mi się przypadki, iż lektura okazała się genialna dopiero po ostatnim rozdziale! I w ten oto sposób na moich ramionach siedzą dwie postacie i szepczą do uszu swoje racje. ,,Czytaj, może i ta książka okaże się świetna!" // ,,Rzuć to w diabły! Masz tyle genialnych książek na półkach, które czekają na Ciebie!".
Biję się z myślami i dalej tkwię po środku. Przebrnęłam przez 136, a książka nie podoba mi się już od 135 stron. Przez cały czas leży otwarta obok mnie, a ja gapię się w sufit i rozmyślam o tym, jak bardzo chciałabym dać jej szansę oraz o tym, jak bardzo nie chcę jej czytać. Chwytam lekturę ponownie w dłonie, ale po kolejnym zdaniu - odkładam. No nie mogę po prostu!
Dla zachęcenia czytam recenzje. Praktycznie wszyscy się nią zachwycają. Czy coś jest ze mną nie tak, że na to istne arcydzieło jestem czuła, niczym kamień? Nie, po prostu mam swój gust. Może nie dojrzałam do klasyki, może nie każde dzieło z tej dziedziny potrafi chwycić przypadkowego czytelnika za serce, a może po prostu nie działa na mnie ta otoczka wielkiego kunsztu i znajomości tytułu przez cały wszechświat?
Niewątpliwe jest to, że kanon lektur szkolnych jest wybrany bardzo starannie i z każdej książki mamy wyciągnąć jakieś wnioski. Klasyka to ponadczasowość i uniwersalizm. Ja to doskonale rozumiem i dostrzegam w tej cegiełce, jednak forma, w jakiej zostało to wszystko przedstawione, po prostu nie przypada mi do gustu. Chyba mam do tego prawo, prawda?
Z jednej strony mówią, że czytanie ma być wyłącznie przyjemnością. Z drugiej, krzyczą, iż wstyd nie znać tej lektury. Wnioskuję, że jestem jakimś bezwstydnikiem, bo po nie-przeczytaniu, dalej mam zamiar wychodzić z domu. A może nie powinnam? (PS A może powinnam wstydzić się swojego gustu i przepraszać, że jest taki, a nie inny? - wyczuj sarkazm, błagam)
Naprawdę chciałabym dać jeszcze szansę tej powieści, ale na kolejną szansę trzeba sobie zasłużyć (ona po tych 136 stronach nie zasłużyła). Lektura wymaga ode mnie czasu, a w zamian za to, ja wymagam od lektury, aby mi się podobała. A ta książka nie podoba mi się zupełnie. (tzn. fabuła jest okej, ale cała reszta nie)
I choć dręczą mnie wyrzuty sumienia, chyba pozostawię ją niedokończoną. Może będę podczytywać ją po trosze i kiedyś tam dotrę do końca, może kiedyś do niej wrócę - choćby ze względu na maturę, a może już za miesiąc przestanę o niej pamiętać. Nic nie obiecuję.
Adam Mickiewicz mówił: Nie masz zbrodni bez kary. Gdybym mogła, odpowiedziałabym mu: Ale zawsze możesz mieć karę bez zbrodni. Wystarczy sięgnąć po powieść Fiodora Dostojewskiego.
Bo tak, kochani, czytanie ,,Zbrodni i kary" jest dla mnie istną karą. Szkoda mi na to czasu, ferii i życia.
W zwieńczeniu tego tekstu, pragnę powiedzieć jeszcze kilka słów. Szanuj książki, kochany Czytelniku, ale szanuj też siebie i swój czas. Nie wmawiaj sobie, że spodoba Ci się dana lektura, tylko dlatego, że reszta ludzkości ją uwielbia. Po to masz wolną wolę, aby posiadać swoją własną opinię i bezwstydnie ją wyrażać. I nie bój się czasem odpuścić, bo serio - czytanie wbrew swojej woli to nic fajnego.
A co Wy uważacie o czytaniu pod przymusem i o niedokańczaniu książek? Poznajecie wszystkie lektury szkolne czy raczej sięgacie po streszczenia? :)
PS Gwoli ścisłości tego niezdecydowanego bohatera - rozumiem, że po zabójstwie jego stan psychiczny jest w bardzo krytycznym stanie, co jednak nie zmienia faktu, iż niezależnie od czasu (przed i po zabójstwie) Raskolnikow niemiłosiernie działa mi na nerwy.
PS Gwoli ścisłości tego niezdecydowanego bohatera - rozumiem, że po zabójstwie jego stan psychiczny jest w bardzo krytycznym stanie, co jednak nie zmienia faktu, iż niezależnie od czasu (przed i po zabójstwie) Raskolnikow niemiłosiernie działa mi na nerwy.
Zacznę od tego, że ''Zbrodnię i karę'' bardzo lubię, przeczytałam ją nawet drugi raz zupełnie sama z siebie, w dodatku w wakacje...
OdpowiedzUsuńAle rozumiem, że może Ci się nie podobać. Lektury szkolne czytałam od deski do deski, z obowiązku. Inne książki - rzucam w połowie, po 30 stronach. Bo szkoda mi czasu :)
Może kiedyś, kiedy nie będzie żadnego przymusu, też sięgnę ponownie po tę książkę, ale nic nie jest pewne. Ja często mam tak, że zakochuję się w powieści dopiero pod koniec, dlatego mam tak wiele wątpliwości przed odłożeniem lektury przed zakończeniem.
UsuńKażdy ma swój gust :) Mi "Zbrodnia i kara" podobała się, jako jedyna szkolna lektura :) Ma w sobie to coś :)
OdpowiedzUsuńRzecz gustu! :D
UsuńJeszcze tego nie miałam, ale wiem co czujesz. Moim zdaniem książki w szkołach powinny zainteresować nastolatków do czytania no po powiedzmy sobie który 14- latek bez przymusu przeczyta "ROmeo i Julię"? Jasne, że żaden, a w dzisiejszych czasach jest wielu świetnych autorów którzy zasługują na uznanie. Piszą książki dające do myślenia, ale tak aby trafić do nastolatka, a nawet dorosłych. Oni się dziwią, że dzieci nie czytają, tylko jak mają czytać skoro nie są do tego zachęcane w dobry sposób?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Fioletowy Notes :)
Masz rację. Książki, które narzuca się uczniom, raczej ich odstraszają od czytania. Denerwuje mnie te wszechogólne parcie, że jak z klasyki to na pewno jest superowe. A wcale, że nie, bo w większość ci przedstawiciele literatury to lektury bardzo przeciętne, albo po prostu nudne (przynajmniej dla większości młodzieży). Wydaje mi się jednak, że współczesne lektury nie mogłyby być lekturami szkolnymi, ponieważ one nie przedstawiają nam omawianych epok.
Usuń*omawianych w szkole, oczywiście
UsuńJa sądzę, że tak. To dlatego, że książki autorstwa John'a Green'a też uczą i są o wiele przyjemniejsze do czytania, a za granicą są lekturami. Nie mówię żeby całkiem usunąć klasykę, ale trochę zmniejszyć, bo jeśli tak dalej pójdzie to za 20 lat nasze dzieci będą czytać książki sprzed trzech wieków.
UsuńMówisz, że nie przedstawiają epok, które omawiamy w szkole. Tak to prawda, ale nie wszystkie. Jeszcze chciałam zaznaczyć, że na lekcjach w szkole nie omawiamy czasów współczesnych co też moim zdaniem jest głupie.
Zgadzam się z Tobą :-)
UsuńW ferie przeczytałam Makbeta i Hamleta Williama Szekspira, nie mogłam patrzeć na te książki, ale wydaje mi dlatego że musiałam je czytać, musiałam to zrobić. Po przeczytaniu książek, uważam że były średnie, wiem ze nie są najgorsze, ale nienawidzę czytać książek pod przymus. Na szczęście już je przeczytałam, dlatego zabieram się za dobrą książkę, którą chce czytać :) Powodzenia! Jeżeli nie możesz dać rady z tą książką przeczytaj dokładnie kilka razy streszczenie szczegółowe, dużo to da.
OdpowiedzUsuńJa Szekspira całkiem lubię. Jego książki czytało mi się naprawdę szybko i nie stanowiły dla mnie problemu. Ludzie nie lubią, kiedy im się coś narzuca - wtedy jeszcze bardziej nie chce im się danej rzeczy robić. Narzucanie demotywuje, a nie motywuje.
Usuń"Zbrodnię i karę" czytałam z przyjemnością. Tak w ogóle większość lektur mi się podobała, nawet "Krzyżacy" :)) Streszczenia były jedynie dla przypomnienia. Teraz, kiedy już szkołę dawno mam za sobą zdarza mi się po kilku stronach rzucić książkę, bo wiem, że tylko się będę z nią męczyć, ale to tylko jakieś 5% wszystkich książek :)
OdpowiedzUsuńA w moim przypadku okazuje się czasem, że książka podoba mi się dopiero po ostatniej stronie i dość niechętnie odkładam je niedokończone...
UsuńBędę szczera - nie czytam wszystkich lektur szkolnych. Nienawidzę tego, gdy pod przymusem muszę czytać jakąś książkę. Dodatkowo taką, która KOMPLETNIE nie pasuje do tego co lubię czytać.
OdpowiedzUsuńA pomijając lektury... Jedną książkę nie dokończyłam, bo już naprawdę nie miałam na to siły, a tylko marnowałam swój czas. Mowa tu o "Wyścigu śmierci", którym tyle osób się zachwycało, a dla mnie czytanie tej pozycji było czystą katorgą. Między innymi dlatego, iż tak jak napisałaś "opisy dłużyły się niczym tasiemce".:)
Pozdrawiam,
czasdlaksiazki.blogspot.com
Czytanie pod przymusem jest do kitu.
UsuńNie ma co się katować, bo książki nie po to są. Nie rozumiem i nigdy nie rozumiałam dlaczego niekończenie książek to "swojego rodzaju świętokradztwo". Ja, jeżeli po 100 stronach nie czuję, że chcę to coś dalej czytać, po prostu tego nie robię. Jeżeli była to lektura, to posiłkowałam się streszczeniem, jeśli nie - po prostu mam swoją opinię na temat tego tytułu i lecę dalej. "Zbrodnię i karę" wspominam bardzo dobrze i jako jedną z niewielu lektur w ogóle chciałam ją czytać, ale są inne książki, które wszyscy uważają za genialne, a ja nie mogłam ich przebrnąć. Np. "Cień wiatru". :)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się i nie katuj. Zamiast poświęcać czas na męczenie się z lekturą, poświęć go na streszczenie szczegółowe, a dla rozluźnienia poczytaj "coś swojego". :) Polecam. :)
Pozdrawiam cieplutko. :)
Skrzynka Pełna Ksiażek
Mówiąc o tym świętokradztwie, miałam na myśli to, iż czasem książka może okazać się świetna dopiero po zakończeniu i odkładając lekturę przed czasem mogę mieć o niej mylne zdanie.
UsuńKażdy ma inny gust i każdemu podoba się co innego. Raczej zawsze kończę książki, które czytam, takie mam już zboczenie :)
OdpowiedzUsuńJa zazwyczaj też kończę, ale czasem po prostu nie daję rady.
UsuńMnie ta lektura nie grzeje, nie ziębi. Ponoć każda ma w sobie jakieś pozytywy, uczą. Starałam się nie porzucać czytanych książek (pomijając moją Mickiewiczową imiennicę 'Grażynę'... :P), ale jak męczę nudną książkę, to muszę liczyć się z tym, że nie mam po niej motywacji i weny do pisania swoich bazgrołów.
OdpowiedzUsuńHm, ja jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi czy mam tak po przeczytaniu beznadziejnej książki.
UsuńNigdy nie miałam chętki na lektury szkolne, nie wiem dlaczego. Wiele z nich mnie nudziło, chociaż np. Mistrza i Małgorzatę uwielbiam. Było kilka takich, po które sięgnęłam i chętnie przeczytałam, ale naprawdę można by policzyć na palcach jednej ręki ;)
OdpowiedzUsuńAle myślę, czy by nie wrócić do "Lalki".
Bookeaterreality
Ja "Lalkę" mam zamiar przeczytać w wakacje :)
Usuń"Zbrodnia i kara" to jedna z moich niewielu ulubionych lektur w szkole. Mam ją w końcu w domu w pięknym wydaniu ale jeszcze łaszę się na wydanie w oryginale :)
OdpowiedzUsuńNiestety tak czasami jest, że ksiażka nam nie przypasowuje, bo kto powiedział, że wszystko ma się nam podobać?!
Staram sie czytać książki do końca, jednak są też takie "perełki", które po prostu po kilkunastu stronach rzucam w kąt, na szczęście juz nic nie muszę - szkołę skończyłam dawno temu i teraz czytam dla przyjemności ;)
Zazdroszczę skończonej szkoły. Mnie jeszcze trochę czeka tej męczarni...
UsuńCieszę się, że mnie rozumiesz! :)
Nie czytałam tej książki,ale nie dziwię się,że się męczysz,mnie przeważnie lektury szkolne męczą :(
OdpowiedzUsuń~~~*~~~
Zapraszam :D
Mój blog-KLIK!
Mi się kilka lektur podobało, ale można je policzyć na palcach jednej ręki :D
Usuń